Recenzja Sezonu 1

Matki pingwinów (2024)
Klara Kochańska
Jagoda Szelc
Masza Wągrocka
Barbara Wypych

Dziobem w dziób z życiem

W rodzimym kinie dominują narracje martyrologiczne ("Chce się żyć") i infantylizujące ("Święto ognia"). Tymczasem "Matki pingwinów" rozbrajają tragiczny potencjał tych historii. Żartem, gagami,
Dziobem w dziób z życiem
Scenariusz wyszedł z samego życia. A właściwie z rozmowy dwóch matek atypowych dzieci. We wspólnocie emocji i doświadczeń jedna z nich odkryła potencjał na fabułę serialu. Tematem zainteresował się Netflix. Wtedy Klara Kochańska-Bajon usiadła do prac nad scenariuszem, a do współreżyserii zaprosiła koleżankę z roku, Jagodę Szelc. W obsadzie znalazły się dzieci z niepełnosprawnością – w większości debiutanci. Właśnie tak powstały "Matki pingwinów".



Kama, zawodniczka MMA, przygotowuje się do walki życia w Las Vegas, kiedy jej siedmioletni syn zostaje wydalony ze szkoły za agresję w stronę koleżanki. Wraz z wilczym biletem Jasiek dostaje również łatkę "trudnego dziecka". Alternatywy dla publicznej edukacji są dwie: prywatna placówka o czesnym równym dwóch pensjom minimalnym lub szkoła specjalna. Ale Kamila wolałaby zjeść beczkę dziegciu niż posłać syna do tej ostatniej. Nawet jeśli psycholożka w poradni to nie jedyna osoba, która podejrzewa u chłopca spektrum.

W końcu Jasiek trafia do klasy integracyjnej w Cudownej Przystani. Tam kobieta poznaje rodziców, którzy codziennie mierzą się z kłodami rzucanymi pod nogi przez państwo: Ulę (Barbara Wypych), Tatianę (Magdalena Różczka) i Jerzego (Tomasz Tyndyk). Brakiem dostępności przestrzeni, wykluczeniem edukacyjnym, niskimi świadczeniami dla opiekunów. Jednak starcie z biurokracją nie jest jedyną walką, jaką toczą – słowne potyczki z rodzicami pełnosprawnych dzieci ujawniają zakorzenione w mediach i kulturze stereotypy. A jak pokazują twórcy, niezależnie od społecznego usytuowania ignorancja może prowadzić do braku wyrozumiałości, strachu, a nawet pogardy. Nie bez powodu osobą, która ma największy problem z akceptacją rzadkiej choroby genetycznej małej Heli, jest jej własna babcia (grana przez Krystynę Jandę elitystyczna historyczka sztuki).



Perspektywa serialu skupia się na doświadczeniu rodziców – którzy z jednej strony podporządkowują swoje życie potrzebom dzieci, a z drugiej – są odbierane przez otoczenie jako egoistyczne i niewrażliwe. Niedostateczna wysokość wsparcia finansowego dla osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów sprawia, że część rodziców wybiera między opieką nad dzieckiem a życiem zawodowym. Odnalezienie się w podobnej sytuacji w polskich realiach oddaje najlepiej nie Ula (influencerka z fundacją, której mąż zarabia na wystawne życie rodziny), ale Tatiana – właścicielka ciasnego mieszkania w bloku, która nie ma czasu na fryzjera, a co dopiero na przygotowanie bezglutenowego lunchu dla kolegów z klasy syna. Udręczony wzrok Różczki to wynik codziennych bojów o to, żeby Michał miał też życie poza czterema ścianami swojego pokoju.

Choć w pierwszych odcinkach historia skupia się głównie na losach Kamili i Jaśka, wraz z rozwojem sezonu początkowo drugoplanowe wątki stają się równoważne. Niestety często dzieje się to kosztem fabularnych skrótów czy uproszczonych konstrukcji psychicznych bohaterów. Przykładem jest chociażby relacja między Jerzym a Robertem – ekranowe ukazanie rodzącego się między nimi uczucia jest pozbawione subtelności i beznadziejnie jednoznaczne. Na wszelkie trudności zostaje odnalezione rozwiązanie – czy jest to odcięcie od toksycznego rodzica, wejście w związek z dziesiątką obwarowań czy wygranie walki MMA. A zbytnie skupienie na rodzicach nie pozwala w pełni zabłysnąć dzieciom – i tak najbardziej złożoną niedorosłą postacią jest tu Jasiek (świetna rola znanego z "Rojsta" Jana Lubasa), który doskonale oddaje wrażliwość i emocjonalność osoby w spektrum. 



W Polsce żyje ponad pięć milionów osób z różnym rodzajem i stopniem niepełnosprawności. Jako grupa są reprezentowani głównie w interwencyjnych reportażach o ciężkim kalibrze emocjonalnym (na tym tle wyróżniają się książki "Wczoraj byłaś zła na zielono" Elizy Kąckiej i "Nie przywitam się z państwem na ulicy" Marii Reimann). W rodzimym kinie dominują narracje martyrologiczne ("Chce się żyć") i infantylizujące ("Święto ognia"). Tymczasem "Matki pingwinów" rozbrajają tragiczny potencjał tych historii. Żartem, gagami, brakiem powagi. Rodzicom nie stawia się tu pomników z brązu – zdarza im się stracić cierpliwość czy zachowywać małostkowo. Nie inaczej jest z główną bohaterką. Akceptacja diagnozy Jasia zajmie jej dużo czasu. Na drodze stoi nie tylko lęk przed odmiennym i nieoswojonym, ale i obawa przed zaszufladkowaniem syna. To dlatego w lekarskim gabinecie Kama czuje, że jej życie rozpadło się na dwie części – ta, która właśnie się zaczyna przyniesie wyzwania, które podobnie jak walki sportowczyni będą wymagać treningu. Na przestrzeni sześciu odcinków scenarzystkom udaje się sportretować więź, jaka rodzi się między grupą rodziców. Niezgoda na instytucjonalną betonozę okazuje się trwałym spoiwem przyjaźni. O wiele łatwiej znosić upadki, jeśli ktoś pomaga wstać nam z podłogi.
1 10
Moja ocena serialu:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?